Kategoria: Uncategorized

I w sto koni…

I w sto koni nie dogoni… zebrane wspomnienia mojego taty, jak to było po drugiej stronie Bugu, bardzo daleko od niego lecz tylko geograficznie…

Poznawałam te wszystkie historię, póki mnie morfeusz nie usidlił, ale dopiero po przeczytaniu, mając w głowie obraz dziadka, tego jaki był – twardy jak orzech, ale gdzieś bardzo głęboko w środku miękki, szczególnie mnie one dotknęły, ponieważ zrozumiałam, co go takim uczyniło.

Na sinej od razów codzienności osiadł osiemdziesięcioletni kurz – ciężko, gdzieś po ciemnych kątach.. Nie wiem czy to przez wyższy standard życia (fakt żyje się ciężko, ale klepisko błyszczy a i elektryczność póki co jest), czy rewolucję montesori, dziecko stało się czymś więcej niż parą rąk… gdzieś pomiędzy hiper ciekawymi zajęciami a poszukiwaniem pokemonów…

Chciałam tylko powiedzieć, że jest mi niezmiernie przykro, że w latach 30, mojego dziadka stłukł ojciec tęgim kijem za to, że napchał kieszeń włoskimi orzechami – cenę smaku cukierka…

Prawdziwy Macho

Prawdziwy Macho

‚PRAWDZIWY MĘŻCZYZNA NIE JE MIODU; PRAWDZIWY MĘŻCZYZNA ŻUJE PSZCZOŁY’

Według słownika język polskiego twardziel to:

  1. pot. człowiek nieustępliwy, wytrwały, nieugięty
  2. pot. człowiek bezwzględny, zdecydowany na wszystko
  3. choroba scleroma, zwana „trądem słowian”
  4. wewnętrzna część drewna w starszych pniach drzew, złożona z martwych komórek

Byłabym skłonna moderować sjp, bo wedle mojej własnej definicji, popartej życiowym doświadczeniem twardziel to taka osoba, która nie da sobie w kaszę dmuchać, w lutym śmiga w japonkach, a wrzącego szatana pije bez cukru!

Czytaj dalej „Prawdziwy Macho”

Instagram_Kingdom of Beauty

Instagram_Kingdom of Beauty

Nie wytrzymałam. Zajrzałam  na Instagram. I oniemiałam. Mimo, że znałam główne założenia tej aplikacji „I’m & beautyness”, nie spodziewałam się, że oto znajdę się na targowisku próżności, na którym można znaleźć dosłownie każdy towar! Piękne kobiety, pięknych mężczyzn, piękne dzieci, pięknych niezdecydowanych płciowo, piękne zwierzęta, piękne kubki, piękne paznokcie, piękne ajfony, piękne cycki, piękne tatuaże, piękne śruby. Piękne życie! Kilkanaście filtrów dba o to, aby każdy nasz nastrój i emocjonalna intencja została oddana. Jeśli w tej minucie swego pięknego życia, akurat jesteś vintage kliknij nashwille/sierra/aden/crema, marzy ci się pocałunek słońca dajesz juno/hefe, chcesz być taki jakiś  markotny zapodaj gingham. Oczywiście indywidualista sam sobie dobierze ostrość, kontrast, barwę i ziarnistość. Wszak całkiem niedawno otrząsnęłam się po odkryciu, że mój telefon łaskawie pyta, jaki poziom piękna chciałabym osiągnąć. Przyznam, że trochę rozczarowałam się, że chodzi tylko o ostrość, liczyłam na trochę więcej, może wydatniejsze kości policzkowe, mniejszy nos? Choć medialnie nieskazitelna cera też mnie satysfakcjonuje! A wracając do Insta, przeniósł mnie w inny świat, lepszy, piękniejszy, uśmiechnięty, jeśli załzawiony to tylko zalotnie, jeśli zdenerwowany to teatralnie. Tu można zaprezentować wszystko, co się ma najlepsze, nieważne czy reeboki,  odżywkę do włosów, grzywacza chińskiego – najłysiejszego wśród łysych. Liczy się prawdziwość, nawet jeśli w tle lśni sedes. Eh i te lajkowe serduszka, czy znacie jakiś inny symbol, który bardziej może łechtać nasze ego? Ja osobiście nie. No i stało się, wrzuciłam pierwsze zdjęcie i w ciągu minuty polubiło mnie pięć kontynentów (szkoda, że pingwiny są uziemione). Poczułam się doceniona, spalony obiad nie ma znaczenia! Jednak konkluzja jest z realu wzięta. W wakacje umawiałam się z koleżanką na miasto, miała rozterki, co jak kogoś spotka? Na zdjęciach, wygląda inaczej, niepełnie, zazwyczaj od szyi w górę. Próbowałam jej to wyperswadować, ale ona na prawdę bała się, że będzie obiektem żartów, bo piękna od pasa w górę, o czym te 499 obserwujących nie zostało jeszcze poinformowanych. Jeśli mnie czytasz, wiedz, że jesteś moją laleczką! :*

Shoping Queen na dziale męskim

Shoping Queen na dziale męskim

Lista męskich życzeń. O czym musi pamiętać każda żona przeszkolona na dziale męskim.

Choć znam na pamięć te 10 sobotnich przykazań,z słucham ich po raz setny. Uratować mnie może tylko cierpliwość, nie ma sensu przedłużać! Kiwam głową, że rozumiem, jedną ręką dudnię immobilizerem o stolik (tak, wiem to niemądry tik nerwowy), palcami drugiej w kieszeni obracam visę. „No pamiętam – O Boże mówiłeś mi już – Dobra będę – Ok – No wiem – Przecież nigdy blisko nie parkuję – Pa! Idę!”. Jedno jest pewne, na barkach domowego męskiego stylisty spoczywa ogromna odpowiedzialność! Znajomość rozmiarów, wymiarów i materiałoznawstwo to mały miki!

12651261_10206674790000768_5017688663588828877_n

Lista życzeń, czyli 10 Przykazań Shoping Queen na dziale męskim

  1. Musi być i eleganckie (ale nie zbyt!) i sportowe (tylko nie dresy), tak aby pasowało do biura, na spacer, do pubu i pod garaż. Jednym słowem domowo-ponadczasowe! Uniwersalne, nie mylić z oklepane!
  2. Modą nie ma sensu się kierować, ciepłe róże i ceratowa krata odpada. Rozwodzić się nad tym spornym punktem nie będę, zbyt wiele emocji:)
  3. Krój standardowy. Zero patek, kieszonek, pagonów, naszywek, zameczków, przetarć, aplikacji, efektów sprania, dzwonów, rurek, szarawarów, 3/4. Aha, tshirt pod swetrem nie może wyglądać jak koloratka!
  4. Kolory obligatoryjne: granat, czekolada, śliwa, grafit, popiel. Bezpieczne beże a’la niemiecki emeryt sama wykluczyłam! Kolory dopuszczalne: niebieski.
  5. Jakość musi być  wysoka, miękka bawełna, raczej nie wełna (bo zawsze gryzie!), żaden moher. Uwaga, bardzo ważne, aby cena kurtki nie przekroczyła kosztu ostatniej naprawy u mechanika!
  6. Kaptur – normalny. Stanowcze nie dla: hiphopowca, kangurki, kondomu, krasnala,  Pi i Sigma, etc.!
  7. Skarpety. Sprytnie jest zakupić hurtowo 17 par, w identycznym wzorze i kolorze, dzięki temu unikniemy posuszarkowego rebusu „dobierz w pary 35 skarpet, która skarpeta nie pasuje?”.
  8. Całość musi pasować do reszty garderoby – patrz w/w.
  9. Rysunek (aplikacja często bywa ryzykowna) musi być fajny, normalny, niezbyt krzykliwy, bez durnych maksym (peace&love, thanks god I’m man –wykluczone), StarWars są ok „ale bez przesady, nie mam 14 lat”,  MickeyMouse „co ja chodzę do żłobka?”; stonowany, bez podtekstów, nie obraźliwy, neutralny, nie amerykański.
  10. Szalik. Jaki szalik?

Po sobocie przedreptanej na łowach w Centrum Handlowym, o ile oczywiście w Outlecie NA PRAWDĘ nic nie było, należy jeszcze pamiętać o dwóch zasadach – jednej wynikającej z drugiej. Po pierwsze należy nie dopuścić do zerwania metek, przed dwukrotnym mierzeniem, zapewnienia, że „OK, na pewno pasuje”, o ile nie są podpisane krwią, są niewiarygodne! (Szczególnie te wypowiedziane jedno oko na Maroko, drugie na mecz). Po drugie, żadnych zakupów w miejscu, gdzie nie przyjmują zwrotów, tylko gotówka, bon niesie za sobą niebezpieczeństwo, że nowa kolekcja będzie wypuszczona bez certyfikatu naszych 10 przykazań!

*Za zdjęcia dziękujemy Serge Pawlowski   pgstudio.uk

Wiosenny Łapacz Snów {DIY}

Wiosenny Łapacz Snów {DIY}

Z okazji Dnia Kobiet postanowiłam podsunąć Wam pomysł na Wiosenny Łapacz Snów i życzeń, które pewnie licznie do Was dziś płyną!

  1. Potrzebujemy tasiemki, koraliki, sztuczne kwiatki, a ze spaceru – gałązki. Do utrwalenia będzie potrzebny klej, opcjonalnie cieniutki drucik, dratwa. Jak zobaczycie poniżej nie wszystkie elementy ze zdjęcia wykorzystałam. b1

2. Przy wyborze gałązek kierujcie się przede wszystkim ich giętkością, dlatego potrzebne są świeżo zerwane z drzewa – najlepiej z brzozy. Gałązki łapiemy w miotełkę, szczepiamy w kilku miejscach i zwijamy w wianek. Później do wianka wtykamy mniejsze gałązki, np. te które nam powypadały. Będą one częściowo maskować miejsca, w których wianek został związany. Następnie albo zostawiamy „surowe” gałązki, albo malujemy sprayem lub farbą (zastosować można nawet farbę akrylową,  stosowaną do ścian). Niestety tak się rozpędziłam w zwijaniu witek brzozowych, że nie zdążyłam sfotografowałać tego etapu. Jednak jest on prosty i spokojnie dacie radę bez zdjęcia! Nie przejmujcie się, gdy nie uzyskacie idealnego okręgu! Niedoskonałość jest wskazana, ze względu na rustykalny charakter ozdoby.

b2

3. Na splecionych w wianek gałązkach zaczepiamy nitkę (ja użyłam grubej srebrnej) lub cieniutki sznureczek, ma wyglądać jak sieć. Można zrobić to jedną długą nitką, ale łatwiej jest użyć kilku krótszych, przyczepiając z różnych stron wianka, na przemiennie łącząc ze sobą. Wianek będzie bogatszy, jeśli na sieci przykleicie perełki czy cyrkonie – ja z tego zrezygnowałam, aby uzyskać rustykalny efekt.

b5

4. Kwiatki wtykamy obok siebie. Jeśli słabo się trzymają użyjcie kleju, ewentualnie drobnego drucika. Ja użyłam chabrów, ale mogą to być również różyczki lub inne.

b3

5. Po środku kwiatków przewieszamy grubszą tasiemkę lub wstążkę. Ja akurat użyłam bawełnianej, w biało-niebieskie serduszka. Po obu jej stronach zawieście cieńsze wstążeczki, lub tak jak ja srebrną grubą nić, tą samą która jest wewnątrz wianka. Na końcu najgrubszej wstążeczki przyklejamy jeden z kwiatków.

b4

6. Na przeciwko kwiatków (które są na dole wianka) przyczepiamy nitkę, na której Wiosenny Łapacz Snów będzie wisiał. Można sznureczek zakończyć pentelką lub zawieszką.

7. A teraz tylko czekać aż nałapią się piękne sny i dobre życzenia:)

b6

7

Wokół nas

Wokół nas

Marzymy o zamorskich podróżach, palcem po mapie wodzimy za Bora Bora. A tym czasem ślęczymy w biurze, jesteśmy uwięzieni w domowej, szarej rzeczywistości. Być może nasze środki, w tym miesiącu starczą, co najwyżej na wycieczkę podmiejskim na rubieże miasta? Jakkolwiek jest, nie warto załamywać się i skrycie zazdrościć koleżance rejsu do Świnoujścia. Zamiast tego szeroko otwórzmy okno, wytężmy wzrok. Weźmy na spacer psa, albo jak się da męża i poszukajmy piękna wokół nas! Zaręczam, że jest, bliżej niż przypuszczacie, na wyciągnięcie ręki. Oczywiście będzie to cud na miarę otaczającej przestrzeni, jeśli mieszkacie na blokowisku nie rozglądajcie się na zorzą polarną, jeśli macie za oknem Giewont nie szukajcie Bałtyku. Piękno, nie zawsze bywa spektakularne. Przy odrobinie dobrej woli, zachwycić się można dosłownie wszystkim. Uwierzcie mi, niewiele tak poprawi humor, jak przyroda i świeże powietrze!

nagl3
boysareboys.pl

 

Miałam kiedyś koleżankę, która chodziła ze zwieszoną głową. Najpierw pomyślałam, że coś ją trapi – okazało się, że nie. Później rzuciłam okiem na jej buty, może są tak cenne, że pilnuje ich? Cóż, Gucci to nie był. Może boi się, przeszkód na drodze, też nie koniecznie, bo potrafiła potknąć się o swój własny cień. Idąc z psami, ciut dalej niż zwykle, wzdłuż torów, doszłyśmy do starego wiaduktu i pewnie zabrzmi to śmiesznie, ale wtedy pierwszy raz zobaczyłam jak zaciekawiona się rozgląda! Była tu wiele razy, lecz nie mogła uwierzyć, jak skorodowana stal żarzy się w blasku zachodzącego słońca! Tak po prostu, na trzeźwo, urzekł ją ten widok, a mnie zdziwiła jej reakcja. Przecież nie raz szłyśmy tędy o podobnej porze. Być może w otwarciu oczu pomógł jej lepszy dzień, a może nasza rozmowa? Pewne jest jedno, od tamtego momentu zaczęła podziwiać otaczający świat, jego małe skarby. Myślę, że nawet jeśli od dziecka nie jest się wrażliwym na bodźce estetyczne, to można do takich refleksji po prostu dojrzeć, a wtedy z każdej małej wyprawy można czerpać coś, co nas wewnętrznie wzbogaci! Ja np. kocham łąkę i las, z całym jego dobrodziejstwem, soczystą zielenią mchu, trelem ptaków i pełną gamą aromatów. Za każdym razem wracając do domu chłonę przyrodę. Delektuję się krusząc ścięte przymrozkiem trawy, nieraz przystaję popatrzeć na brzozę. I nawet jeśli wracam, do swoich spraw i codziennych zmagań, nawet jeśli nie jest mi lżej, to na pewno dużo piękniej!

but
berrybabyphotography.com

Zimujące Pierwszaki

Zimujące Pierwszaki

W tym roku, po raz kolejny Ministerstwo podrzuciło nam, rodzicom ciężki orzech do zgryzienia. Odgórnie zdecydowało, że jednak nie musimy dobrowolnie brać udziału w tym oświatowym eksperymencie, pod tytułem „sześciolatki do szkoły”. A, że akurat nasze dzieci tego wyboru nie miały, werdykt można odwrócić. Czas się kurczy, na decyzję, która pośrednio i bezpośrednio ma zaważyć na przyszłości naszych pociech, zostało już tylko kilka tygodni. Co zrobić? Gdy wydawało mi się, że w końcu wiem, co jest najlepsze dla mojego dziecka, pojawiły się wątpliwości i obawy. Kierowanie się opinią innych jest niewskazane, ponieważ, po pierwsze nie jest ona zazwyczaj poparta ekspertyzą psychologiczno-pedagogiczną, a po drugie niekoniecznie musi dotyczyć naszego dziecka. To co dla jednego jest błogosławieństwem, dla drugiego będzie przekleństwem! Nie chcąc również brać, na swoje barki decyzji za przyszłość Waszych dzieci, postaram się poniżej przeanalizować wszystkie za i przeciw, jakie udało mi się zgromadzić podczas moich rozważań.

Pierwszoklasista z awansem do drugiej klasy:

  1. Odsuwając na bok wszystkie ochy i achy nad mądrością i bystrością naszego pierwszaka, przyjrzyjmy się bliżej jego rozwojowi emocjonalnemu. Jakie jest podejście dziecka do obowiązków? Czy chętnie odrabia zadane lekcje? A może przechodzi męki katusze, z rykiem kaligrafując koślawe literki? Pierwsze trzy lata edukacji to jest luzik, co drugi jest orłem, zeszyt aż pęka od uśmieszków, serduszek i pisanych przez wychowawczynię „brawo!”. Poziom nauki wczesnoszkolnej nie jest zbyt wysoki, dostosowany raczej do poziomu mniej zdolnych dzieci. Dla tych, które z zamiłowaniem rozwiązywały zadania i ćwiczyły szlaczki w przedszkolu, merytorycznie 1 klasa nie jest wyzwaniem. Żaden uczeń, jeszcze nie spodziewa się tego, co go czeka już od czwartej klasy – klasówki, lektury, etc. A szok potęguje fakt, że nie dość, że jest inna pani (niekoniecznie a’la dobra ciocia), to jeszcze nie głaska po główce (a co niektórych po rogach), jest jednym nauczycielem z wielu! A dziecko dla niej, jednym z kilkuset uczniów!
  2. W drugiej klasie będzie ten sam wychowawca, co obecnie. Ale czy na pewno? Np. w naszej szkole tej pewności nie ma, nie wie tego ani dyrektor, ani pani wychowawczyni, ani kuratorium. Uwarunkowane to będzie tym, ile dzieci przejdzie dalej, ile nowych dzieci napłynie z przedszkoli i innych rejonów.
  3. Dziecko rok wcześniej, czyli w tym przypadku normalnie ukończy szkołę, będzie miało więcej czasu na rozwijanie kariery, znajdzie się o krok bliżej fotelu prezesa…
  4. Będzie kontynuować naukę z rówieśnikami, które już zna.

Drugi raz w pierwszej klasie:

  1. Dziecko ma więcej czasu na wdrążenie się w tryby edukacji, nie tylko okrzepnie w pisowni i prostej arytmetyce, ale i powoli dostosuje się do zasad panujących w szkole. W końcu może pojmie, że szkoła to przede wszystkim obowiązki.
  2. Rozpatrując pod kontem trudności, które mogą nastąpić w czwartej klasie, lepiej je najzwyczajniej odsunąć od siebie, gdy już dziecko będzie starsze, rozsądniejsze i bardziej „otrzaskane” w nauce. Mimo wszystko, zawsze lepiej repetować w pierwszej klasie niż w czwartej! O ile powtarzanie pierwszej klasy jest sytuacją nadzwyczajną, to już „siedzenie” w czwartej może wiązać się z przykrymi docinkami ze strony innych uczniów i nauczycieli. „Łatka tłuka” jest trudna do zdarcia, jeśli nie niemożliwa.
  3. Jeśli system emerytalny się nie zmieni (a tego nie wiedzą nawet najstarsi górale), to szczerze  powiedziawszy wolałabym, aby moje dziecko rok dłużej ganiało z kolegami po korytarzu, niż biegło w wyścigu szczurów.
  4. Wpada „rok ekstra” na podjęcie życiowej decyzji, jaką jest wybór kierunku studiów lub innej ścieżki życiowej. Jak dziś pamiętam, że upływał termin składania dokumentów na studia, a ja w dalszym ciągu przeglądałam informator i zastanawiałam się kim chcę być jak dorosnę!? Może administracja, a może architektura? Karierę piosenkarki obiektywnie wykluczyłam – eh, szkoda.
  5. Zmiana klasy, spowoduje ponowne wymieszanie różnych dzieci. Ma to plusy i minusy, jeśli klasa jest zgrana, a dzieci są fajne, ułożone to może być żal ją opuszczać, ale jeśli nieszczęśliwie zdarzyło się tak, że mamy jednostki nieprzystosowane społecznie, nie tyle w związku z wadą rozwojową, co kompletnym brakiem wychowania, zmiana otoczenia może być miłą odmianą! Można mieć nadzieję, że napływający z zerówki narybek, jest tą częścią rokującą.
  6. Biorąc pod uwagę, że mimo wszystko tendencje są takie, że większość dzieci pójdzie jednak do drugiej klasy, nowopowstałe klasy będą liczniejsze, być może do granic określonych przez ustawę? Rocznik będzie przepełniony, ponieważ do drugiej klasy pójdą Ci, co już muszą (starsi pierwszoklasiści, rocznik 2008), Ci co chcą (rocznik 2009) i Ci co mogą (rocznik 2009/2010). I te same dzieci, równie licznie spotykać się będą na kolejnym etapach edukacji, od gimnazjum aż po studia! Czy spowoduje to zwiększenie liczby miejsc w szkołach, raczej nie, tym bardziej, że kolejne roczniki będą niszowe. Możemy wręcz przypuszczać, że pojawi się zdecydowanie większa konkurencja. Czy zdrowa, oceńmy sami lub pozwólmy, by czas pokazał…

10408554_667154109988157_1357880666167638948_n

Każdy wybór ma swoje dobre i złe strony, a jego konsekwencje będą znane po fakcie. Wszyscy jesteśmy cząstka wszechświata.. co ja plotę! trybikiem bezdusznego systemu. Na niewiele rzeczy mamy wpływ, wiele nie możemy zmienić. Ale jeśli chodzi o mnie, chętnie ofiaruję dłuższe dzieciństwo mojemu dziecku. Dorosłość jest grubo przereklamowana. Nieprawdaż?

Chętnie poznamy Wasze zdanie, opinie. Co postanowiliście?

Nowa tablica już wcale niekorkowa {DIY}

Nowa tablica już wcale niekorkowa {DIY}

Pewnie też tak macie – są rzeczy w domu – funkcjonalne i pożyteczne – na które nie da się patrzyć… Nie da się ich również wyrzucić, bo zwyczajnie się przydają, a niekiedy wręcz nie można się bez nich obyć. Jaka jest więc rada na te brzydkie przedmioty? Trochę wyobraźni, kapka farby, kleju i innych „upiększających składników” i po domowych paskudztwach nie zostanie ani śladu 🙂

Czytaj dalej „Nowa tablica już wcale niekorkowa {DIY}”

Piniata co cztery lata?

Piniata co cztery lata?

 

Zabawne czapeczki, wesołe gwizdeczki, tort ze świeczkami, balony, goście, muzyka, klaun, a może piniata? U.r.o.d.z.i.n.y. Dla większości, drugi po Bożym Narodzeniu a może i pierwszy, najbardziej wyczekiwany dzień w roku. Nie tylko z powodu nielimitowanej liczby prezentów, ale i radości z bycia w centrum uwagi. Bez względu na to, czy ma się ośmiu braci, czy jest się rodzynkiem ten dzień należy wyłącznie do solenizanta! Nie mamy właściwie żadnego wpływu, na to, kiedy przyjdziemy na świat. Nawet jeśli termin porodu jest wcześniej wyznaczony, to w gruncie rzeczy jesteśmy gdzieś tam poza nim, pomiędzy mamą a lekarzem, brzuchem a kołyską. Można się po prostu urodzić w grudniu po południu, ale jest szansa na wstrzelenie się w jeden ze świątecznych dni. Trochę fajnie, trochę strasznie, a właściwie niepewnie, bo co jeśli prezent będzie łączony a goście wspólni? Moja mama urodziła się 1 stycznia i mimo, że ten dzień w kalendarzu miałam zawsze zakreślony na różowo, to ona niezmiennie, jak co roku dzwoniła do mnie. Po pierwsze sprawdzić, czy przestały przemawiać przeze mnie sylwestrowe bąbelki, a po drugie (choć to raczej przy okazji), abym życzyła jej (już drugi raz w ciągu kilku godzin) spełnienia marzeń i stu lat w pomyślności. Ja, z kolei urodziłam się w śmingusa dyngusa, tak się akurat złożyło. I jeśli wierząc przesądom, to jestem i pracowita (ze względu na poniedziałek) i szczęśliwa z uwagi na dzień świąteczny. A od siebie jeszcze dodam, że jak olewać to olewać, szczególnie troski i sprawy, które mnie bezpośrednio nie dotyczą! 🙂

 

bd833d9751f707416f352b2c4eb38e2a
mermagblog.com

 

Wigilie, Walentynki i inne Haloweeny na głowę bije, jeden na prawdę szczególny dzień! Tak wyjątkowy, że nie zdarza się co roku. Intrygujący 29.luty! Miałam na podwórku – tak się szczęśliwie złożyło – bliźniaków, urodzonych tego dnia. I tu idealnie pasuje stwierdzenie, że ile języków tyle zdań! Nie dość, że byli przekorni, nie zgadzali się nawet z sobą, to mieli zupełnie inne poglądy na tę kwestię! Pewnie geneza ich konfliktu sięga od zarodka, bo zdawać się mogło, że szczególnie za sobą nie przepadali, jak nie bliźniaki! Wierzyć horoskopom osoby urodzone 29 lutego powinny być małomówne i ostrożne. Więc cichy i rozważny A. uważał, za dopust Boży urodzić się ostatniego lutego, podczas, gdy jego roztrzepana, wszędobylska siostra była tym faktem zachwycona zachwycona! To co dla niego było uciążliwe, jej wydawało się wyjątkowe! Nie raz sprzeczali się na trzepaku o sens i zasadność robienia urodzin trzy razy pod rząd 28 lutego, by tylko raz na cztery lata z pompą uczcić właściwy dzień! Widząc ich śmiertelnie poważne dysputy, nieraz zastanawiałam się, czy faktycznie nie są po trzykroć młodsi? Jednak ich szesnaste urodziny na dobre wyryły się w osiedlowej historii. Tak zaszaleli, że odbili sobie wszystkie postne lata, na przekór nieubłagalnemu kalendarzowi i sąsiadom, którzy z głową pod poduszką wrednie uśmiechali się na myśl, że takieniedopomyśleniacoś, ta istna apokalipsa powtórzyć się może nie prędzej niż za cztery lata!

11164803_826639467372953_5601223217679904546_n